piątek, 24 maja 2013

gniazdo

inspiracja do tematu przyszła sama.
zawisła przed oknem kuchennym.
najpierw umościła sobie wygodne posłanko, po czym odfrunęła i już nie wróciła, zostawiając posłanko jak wskazówkę i drogowskaz.
innymi słowy, jakieś ptaszki umościły sobie gniazdko w karmniku. ale, nie wiem, czy wypłoszone przez kota, czy zniechęcone kołysaniem nowego domku, opuściły go szybko, zostawiając gniazdko nam na pamiątkę.

nie jest to jedyne gniazdko. mamy jeszcze niewielkie M2 szerszeni pouwieszane na suchych badylach na łące za warzywnikiem. oraz jedno opuszczone gniazdko jaskółek. może jeszcze się wprowadzą, któż to wie? dobrze by było mieć takie ptasie znajomości, może komarzydeł mniej by było...

tak więc wracając do tematu - tematu nijak ominąć nie można było ;)

było trochę hopsasania na cudnie świeżym powietrzu (dopóki pogoda sprzyjała i zanim się mały wypadek nam nie przytrafił, wykluczając z zabaw udział jednej zranionej pięty...)
tip-topki po lincei, żabie skoki, i oczywiście berek - wszystko po to, by do serduszkowego gniazdka naznosić jak najwięcej kwiatuszków.
 a potem zrobiło się 8 stopni na plusie i jakiś mini-wirusek, czy coś, i postawiłyśmy wylegiwanie się, czytanie stert książek, i takie tam domowe zajęcia.
dla starszej - wycinanie, klejenie, układanie literek wg wzoru, dopasowywanie liczb do ilości jajek w gniazdach...
dla młodszej głównie przyklejanie, odklejanie i znów przyklejanie. oraz malowanie umaczaną w kleju kredką po rozmokłym od kleju papierze. a jak już tak się rozmełło, że nie dało rady ani przyklejać, ani odklejać, zaczęło się obcinanie, wycinanie i przycinanie. wedle zasady, że im więcej malusich skrawków papieru na podłodze, tym lepiej... ;)
no i zahaczyłyśmy z Bursztynkiem o kolorki. cztery podstawowe. łączenie kolorowych jaj z kolorowymi gniazdkami spodobało się i jednej, i drugiej pannie.
 
a potem wszystko dokładnie posprzątałyśmy i poszłyśmy grzecznie spać. niektórzy do swoich łóżek, inni do gniazdek...

poniedziałek, 20 maja 2013

wiejska sielanka... post będzie długi, ale tylko dlatego, że w wersji hurtowej :)

 tak.
nasza wiejska sielanka trwa. najpierw zakwitły drzewa bieląc niewielki sad i zapraszając pszczoły do wspólnego romansowania. za drzewami podążyły mniszki, wyzłacając wszystkie trawnikowe dywany. spóźnione nieco tulipany stworzyły barwne trio z konwaliami i narcyzami.
największa niespodzianka jednak przyszła wraz z zakwitnięciem rosnących po sąsiedzku chaszczy...
zamieniły się w bzową aromatyczną rozkosz...
ach.... :)

pochłonięta tworzeniem warzywnika, edukację domową rozpoczęłam od wakacji ;)
ale tu samo zwykłe życie jest tak interesujące, że edukacja przemyca się mimochodem.

maj rozpoczęłyśmy od odwiedzin u żubrów w Rezerwacie Pokazowym w Białowieży.
na wycieczkę w towarzystwie naszych gości pojechali tylko Tata i Kryształowa Dziewczynka. ja i Bursztynek zostałyśmy w domu, by pilnować ogniska domowego :)
Tata nieco zniesmaczony, bo jak mówi, żadna to przyjemność oglądać zamknięte w klatce czy na wybiegu dzikie zwierzęta. liczymy zatem na odwiedziny miejscowego żubra, który, jak mówią sąsiedzi, wychodzi zimą w poszukiwaniu jedzenia aż pod nasze siedliska. mówiąc ściślej - bywa nawet za naszą stodołą.
Kryształek przechodzi fazę fascynacji robactwem :) mówiąc brzydko.
nie ma chyba robaka, którego nie wzięłaby do ręki.
no, może poza pająkami, które z jakiegoś powodu budzą w niej jeszcze strach.
chyba muszę zaopatrzyć się w jakiś porządny atlas, bo moja wiedza w tym temacie skończyła się na pająku tygrzyku, krzyżaku, i chrabąszczu majowym...
 jak wspomniałam, robimy ogród warzywny. duży i mały :) i to co w dużym może być uznane za działanie małego szkodnika - w małym staje się dziełem małej ogrodniczki
 zabawa z wodą to jedna z ulubionych zabaw. a więc myjemy...
...i pierzemy.
poza tym zbieramy na bieżąco ziółka, aby nim zacznie się sezon na owoce i warzywa, przygotować syropki i susz już na zimę. mamy syrop z pędów sosny (na kaszel i katar) oraz susz do aromatycznych kąpieli.
a także miodek majowy z mniszka lekarskiego.
poza tym mamy sezon rowerowy :)))
 i czas na leżakowanie w cieniu drzew
tu: drugie życie chusty do noszenia :)
i na koniec taki można powiedzieć gryps wiejski.
czego może się spodziewać mama dzikich wiejskich dzieci??
(przyjrzyjcie się dokładnie temu zdjęciu...)
 absolutnie wszystkiego!!!:
...
...
...
...
...
...
"Mamuś, gdzie jest moja jaszczurka?"

 pozdrawiam słonecznie, letnio i z nadzieją, że komary kiedyś jednak wymrą podobnie jak dinozaury...
MamaLinka