wracając do tematu, tym razem jakoś tak głównie literkowo było. ale Kryształek mój kochany miał ewidentnie literkowy nastrój. nawet manualne zabawy nie były tak interesujące jak rozwiązywanie krzyżówki...
1. ptaszydła z szyszek. na razie wiszą w pokoju przy oknie. ale jak ustaną burze to mam plan zbudować z dziewczynkami małe gniazdeczka w Zaczarowanym Ogrodzie i tam umieścić choć kilka ptaszydełek.
2. spodobał mi się pomysł z klamerkami. wcześniej nie robiłyśmy tego. wiem, wiem, pomysł pewnie stary jak świat. ale jako że my początkujące w edu-domowej, dla nas była to ciekawostka.
nie wiem jednak, jak to u innych bywa, ale moje dziewczyny, po wykonaniu ćwiczenia po raz pierwszy, średnio chętnie wracają do niego później same z siebie, ot by czymś się zająć.
może to dlatego, że bez chwili wytchnienia eksplorują świat poza ścianami naszej chatki? i to co w trawie piszczy jest znacznie bardziej ekscytujące niż najfajniejszy obrazek z najfajniejszą klamerką??
mamy trochę liczenia...
i czytania...
i znów sylaby...
i piszemy...
wspomniana wcześniej krzyżówka. (zrobiłam, bo zrobiłam, nie wierząc za bardzo, że Alcię zainteresuje, bo pewnie za trudne to i nudne, a tu, proszę!)
no i nieco wiedzy przyrodniczej.
łączymy gniazda z ich mieszkańcami...
w tym czasie Bursztynkowe Maleństwo ćwiczyło kolorki. najpierw cztery podstawowe.
przed ćwiczeniem z klamerkami myliło się jej to wszystko.
zadanie wciągnęło ją bardziej niż starszą siostrę.
a potem już mówiła wszystko bezbłędnie.
od tego czasu powtarza przecudne zdanie, brzmiące w moich uszach jak najsłodsza muzyka: "A ten kolol, jak nawiwa?"
poza tym jeździmy, zwiedzając okolicę, poznając super ludzi.
i w tym miejscu pozdrawiam wszystkie 3 uczące w domu rodzinki :) Sylwię i Daniela z Zuzią i Szczepankiem; Elę i Bogusia z Karoliną oraz Roberta i Dorotę z Marysią.
no proszę, jak nas los obdarował. przez rok mieszkając w mieście nie mogłam znaleźć edukujących domowo rodzin, a tu znamy już trzy!! :))
na początku bloga w jednym z pierwszych wpisów napisałam, że interesują mnie dwie "szkoły" nauczania - Montessori i Steinera. w sumie - chyba z braku czasu przede wszystkim- nie zgłębiłam tajnik ani jednej, ani drugiej, zdając się głównie na intuicję i pomysły swoje i innych blogujących mam ;)) i podczytując skraweczki od czasu do czasu o jednej, czy drugiej metodzie.
no i tu dylemat mój się zaczyna. z tego co przeczytałam, Steiner zachęcał, aby naukę czytania i pisania zostawić aż do 7 roku życia. ale Kryształek mój sama rwie się do tego, pyta, pisze sobie sama dla siebie. a kilka dni temu napisała (z naprawdę minimalną pomocą) listę zakupów. bo akurat wybieraliśmy się do sklepu.