czwartek, 25 października 2012

na pochmurne dni...

na pochmurne dni - uśmiech Jej Jesienności Kryształowej Alicji.
korona z filcu, ze świecidełkami, na gumeczce.
ciekawe, kto teraz posprząta te rozsypane koraliki, ścinki filcowe i szpuleczki?

pytanie retoryczne...hrm hrm hrm...

środa, 24 października 2012

jesień 1. nasz domowy plakat...

mimo że już w zasadzie ma się raczej ku zimie :) a my nieco z opóźnieniem, ale co tam! zrobiłyśmy super plakat, taką "gazetkę" domową. i co mnie wprawiło w głębokie osłupienie to fakt, że pomimo tego, że projekt rozłożył się na kilka godzin, ba! nawet dni, Kryształkowa moja tak mocno zaangażowała się w to zadanie, że za nic nie chciała przerywać.

ale od początku.
po pierwsze już od wielu dni zbierałyśmy jesienne liście i suszyłyśmy je w książkach. nazbierało się trochę tego. pomyślałam nawet, że liście to niezły materiał na jesienne medytacje :) każdy jest inny, wszystkie niebywale piękne. jak ludzie :)  nieraz nie można oderwać wzroku.
potem, siedząc przed dużym żółtym brystolem, ustaliłyśmy z grubsza co, gdzie i jak.
zależało mi, by poszczególne elementy były robione różnymi technikami - przede wszystkim jako sposób przeciw znużeniu. no i zakasałyśmy rekawy. Kryształek wycinała serduszka i literki. super jej to już wychodzi. taka jestem dumna! bo jeszcze niedawno skrzeczała, że jej to nie idzie ;)
 potem wydrukowałyśmy buźki, odrysowałyśmy kształt "pajacyka", ubrałyśmy dziewczynki w kombinezony z bibuły. tak powstały kolażowe spacerowiczki, amatorki jesieni.

 największym wyzwaniem było wyszywanie w papierze grubą igłą czapek. nie powiem, to nie było łatwe. ale przy dobrze zorganizowanej pracy zespołowej, uwieńczone sukcesem.
potem pojawiło się całe listkowe otoczenie, drzewo z rolki papieru, a nawet jego lokatorzy - filcowa sówka, włóczkowe jeżyki i modelinowy lisek. musiałyśmy sprawdzić w książce, jak wygląda lis :) fajne ed wyszło.



 zrobiłyśmy nawet trójwymiarowy, pleciony z filcu i nalepiony na kopertę, koszyczek na dary jesieni.
 efekt naszej pracy wisi teraz na ścianie.






niedziela, 21 października 2012

nie, nie, to nie był słomiany zapał!


nie, nie, to nie był słomiany zapał.
po prostu wiele przeróżnych (też twórczych) czynności wypełniło mój wolny czas aż po szwy.
wiele też się wydarzyło ostatnimi czasy, wiele nowych przemyśleń, ważnych słów, jeszcze ważniejszego milczenia, i megaważnych uczuć i odczuć.
wiele spraw, decyzji i moich własnych intencji musiałam zakwestionować, by zobaczyć je w nowym świetle.
tak, nauczanie domowe też :)
w między czasie odkryłam coś, co mnie naprawdę zainteresowało. a mianowicie edukacja waldorfska.
a odsuwając chwilowo na dalszy plan edukację dzieci, zajęłam się nieco swoim wnętrzem i swoim wewnętrznym dzieckiem...
http://www.youtube.com/watch?v=kVCSfJZK4_I
... co także zmieniło moje patrzenie na własne dzieci.
wychodzi mi chyba masło maślane, ale o tej porze dnia (ehhh nocy) to już szczyt moich możliwości.
pozdrawiam wszystkich, którzy tu zajrzą. oraz mojego Ukochanego. obiecuję poprawę i nowe wpisy.
niech tylko nieco odeśpię te zarwane noce...