czwartek, 28 czerwca 2012

przygotowanie do życia w rodzinie :)

jako że czekam na materiały do biedronek (książeczka itp, no i drukarka na głodzie)...
jako że Kryształowe Dziewczę widzi mnie nie raz łażącą po krzakach, grzebiącą w chaszczach, i uskubującą przeróżne listeczki, kwiatuszki itepe...
jako że jakieś te swoje marzenia, plany i wartości mam i chcę je przekazać...
jako że rozpoczynamy z B...
tako ano ino przeto zatem

by jak brzoza, by jak babka i by jak bez...


niedziela, 24 czerwca 2012

mama gotuje, a myszy...

...tzn dzieci harcują! co kilka dni odkrywamy nowe możliwości "kontrolowanego łobuzowania".
idą w ruch: woda, kasza manna, makaron... to nie koniec i tyle jeszcze cudownych olśnień przed nami!
a jeśli już o końcu mowa - to zawsze mamy potem "kontrolowane sprzątanko"...
 a druga sprawa to... ja wiem, że już był Dzień Taty, ale my przez tą ładną pogodę, a jeśli jej nie było to były popołudniowe drzemki, po prostu się nie wyrobiłyśmy z prezentem! więc u nas Dzień Taty wyjątkowo w tym roku przełożony na... powiedzmy ... środek nadchodzącego tygodnia!
a więc Kochany Tatusiu moich córeczek! One o Tobie pamiętają! naprawdę! my dzień po dniu niestrudzenie kleimy, wycinamy, malujemy, wyrywamy, rymujemy, i tak dalej i tak dalej. niedługo zobaczysz swój prezent tutaj, a potem będziesz mógł go również dotknąć.
Bardzo Cię KooooochAAAAAAAamyyyyyYYYYYY!

czwartek, 21 czerwca 2012

collage :) kolażowe fotki

zapadł mi w pamięć ten wpis:

więc kiedy modelina się skończyła i zostało pudełko z okienkiem, nie pozostało nam nic innego, jak tylko zamienić je w super-aparat fotograficzny, robiący wyjątkowe zdjęcia...
a za zdjęciami, jak można się domyśleć, stoją niezwykłe historie!
do wykonania zdjęć posłużyły stare fotki (takie co to nie wyszły) i gazeta z fajnymi zdjęciami (i niczym więcej, co by mnie zainteresowało), czyli mały domowy recykling.

passion for fashion ;)

zajęło mi kilka dni przygotowanie tych ubranek. pomalowane, zalaminowane, z kawałeczkiem dwustronnej taśmy klejącej z tyłu trafiły do "szafy". Gabrysia i Laura - dwie laleczki (które gdzieś wsiąkły na przestrzeni tych kilku tygodni, więc chwilowo nie mogę ich sfotografować) bardzo się ucieszyły z tego zestawu ciuszków. któż by tam lubił chodzić ciągle na golasa :) a tu proszę, jaki obszerna i pękata szafa pełna fatałaszków! (mam w planie dorobienie jeszcze kilku gadżetów)
co z tym robiłyśmy?
a no bawiłyśmy się :)
w ubieranie, w porządkowanie w szafie.
a potem w rozwieszanie prania (to jak już lale poszły sobie gdzieś na wagary).
Kryształek układał wzory - według rodzaju ubrania, według koloru, uzupełniała puste miejsca. czy było to łatwe dla niej zadanie? na początku niezbyt. pomagało wystukiwanie rytmu wyrazów (sylaby). wtedy łatwiej jej było zarejestrować kolejność.  korzystała też z kart pracy. i wtedy nie było najmniejszego problemu.
oto i foto-...
...relacja ;)

sobota, 9 czerwca 2012

kulki w dziurkę i pęseta

przyznam szczerze, że mam drobny problem z etykietowaniem postów.
jeśli pomyślę, że piszę bloga głównie po to, aby mój Mąż był na bieżąco z tym, co robią nasze dziewczynki, to określenia "techniczne" są bez znaczenia. jeśli pomyślę natomiast, że ktoś poza nim też to czyta, to... no chciałabym, żeby to się jakoś tak odpowiednio zaprezentowało.

więc co to dokładnie jest, to co my robimy? mała motoryka? integracja sensoryczna? (*określenia zapamiętane z innych blogów, które podpatruję)
czy po prostu zabawa dla dziewczyn, a dla mnie bardzo intensywna szkoła? :)
po pierwsze zawzięłam się i znalazłam pęsetę :) więc teraz mój kochany Kopciuszek oddziela nasionka... tylko że podczas każdej jednej zabawy tą "robótką" w tajemniczy sposób znikają pestki dyni i migdały...
a Bursztynowa Dziewuszka w temacie rozmiarów - Duży / Średni / Mały

liczby 1-6


z tymi cyferkami to zaczęłyśmy już jakiś czas temu. nie byłam pewna, czy Kryształek jest tak do końca na to gotowa, i czy od tego powinnam zacząć naszą "edukację". ale idąc za słowami p. Ziemianina: "to taka babska próba, zobaczymy czy się uda..." postanowiłam przekonać się.

jak pisałam wcześniej, dziewczęta widziały mnie podczas przygotowywania materiałów i Kryształowe Dziewczę zdążyło zapoznać się z cyferkami już wtedy. ale ku mojemu zdziwieniu, kiedy przyszło co do czego, ani nie miała zbytniego zainteresowania (ruszyłyśmy to tylko raz i bardzo króciutko), ani też ochoty na jakikolwiek wysiłek w celu zapamiętania liczb. myliło się to to, kręciło i mieszało. pomyślałam, że może jednak za wcześnie i nie od tego powinnyśmy były zaczynać.potem wylądowałyśmy w łóżkach i 2 tygodnie wypadło nam z życiorysu.
ale dziś przy okazji sobotnich porządków odkopałyśmy kolorowe pudełko i liczby poszły w ruch. jakież było moje zaskoczenie, kiedy się okazało, że Kryształek pamiętała je wszystkie doskonale i wciąż mnie pytała o "nową grę z cyferkami".
no to było: rzucania kostką, łączenie cyferek z kropkami, pisanie paluszkiem po filcowej podusi, ...
przylepianie guzików na rzepach...
oraz gra w bingo
Planuję połączyć to z tematem biedronek i trochę czasu poświęcić temu miłemu stworzonku.
Myślę też o zabawie w sklep i naklejaniu cen na zabawki itp. Ale! To już na najbliższy czas.

środa, 6 czerwca 2012

"porządek, porządek to wróg zwierządek"...

Kaczka Katastrofa z "Pana Kuleczki"

poza chorowaniem to też nas, głównie mnie, pochłonęło.
ilość mebli zwiększyła się o nowe stare meble dla dzieci, a ilość pomysłów w mojej głowie o ..... ehh nie zliczę! i trzeba było zrobić z tym jakiś porządek.

pokój dziecięcy został z grubsza ogarnięty. teraz tylko czeka mnie przygotowanie tacek pod różne zajęcia, no i stworzenie materiałów do "praco-nauko-zabawy" :)
w kuchni pojawiła się specjalna dziecięca szafka. Kryształek mówi, że tam są jej i Bursztynka "robótki".
owe robótki to 1) segregowanie wg kolorów kulek z modeliny i wrzucanie ich (także przy użyciu łyżeczki) do butelki; i 2) "wege-patelnia" czyli przerzucanie na patelni filcowych smakowitości.
robótki nr 3 i 4 jeszcze nieskompletowane, bo nie mogę znaleźć pęsety do przekładania i segregowania różnej wielkości nasion, pestek i orzeszków (starsze dziecię), i muszę kupić szczypce do lodu dla młodszej latorośli do przekładania kuleczek filcowych.

poza tym udomowiona została też łazienka. i tam pojawiła się półeczka "Mycie Wieczorne" i półeczka "Kąpiel Jupiiiiii!"

reszta spraw organizacyjnych czeka na swoją porę.
jutro postaram się jeszcze dokończyć serię pt "Nadrabiając zaległości" :) bo zrobiłyśmy z Kryształkiem parę fajowych zabawek i chciałabym się tu pochwalić, a co!
teraz zmykam z psem. i spać.

będzie o chorowaniu, bedzie o książkach...

...ale o książkach dla mam, które bardzo gorąco i z całego serca polecam.

pisałam wcześniej, że się rozłożyłyśmy. ale to nie pierwszy już raz. nasza rodzinna harmonia została mocno zachwiana w grudniu zeszłego roku, może nieco wcześniej. i od tego czasu nie mogłyśmy wydostać się z błędnego koła chorowania. z jednej choroby wpadałyśmy w drugą. dla mnie było to o tyle trudne, że do końca zeszłego roku nie miałam pojęcia, co to znaczy chore dziecko (nie liczę kilku wpadek z katarem, czy 2-dniową gorączką ni stąd ni zowąd), a tu nagle obie córki chore, ja zwykle sama z tym problemem, no i niestety też chora.

zaczęło się od krztuśca, przeszłyśmy przez anginę, jelitówkę, zapalenie ucha po kolei u wszystkich... nie liczę już antybiotyków (gdzie zawsze zarzekałam się, że będę ich unikać jak ognia) i wizyt u lekarzy. a tu znów - niby zwykły katarek, po 2 tygodniach zamienił się chyba w zapalenie oskrzeli, a u mnie zapalenie zatok i prawie-prawie zapalenie ucha po raz drugi. to tyle tytułem wstępu i przedstawienia historii choroby. dlaczego o tym piszę? nie, nie dlatego, że lubię tak sobie poopowiadać, co mi gdzie trzeszczy, jak skwierczy i gdzie najbardziej boli, ale dlatego, że po raz pierwszy doświadczyłam chyba cudu, nie wiem jak to inaczej nazwać.
był okropny kaszel, był ciągły katar i nie było gorączki. czyli że dziewczyny przestały walczyć z chorobą, a ja za nic w świecie nie mogłam ich dogrzać. pomyślałam sobie, że teraz to albo wóz, albo przewóz.
mam całą stertę książek o ziołach itp. z których niewiele korzystam i tym razem, kiedy już zaczynało być tak źle jak przy poprzednim chorowaniu, postanowiłam wreszcie postawić na przyrodę i na człowieka z jego cudownymi możliwościami samouzdrowienia.

przyatakowałyśmy ze wszelkich możliwych stron: kuleczki homeopatyczne, inhalacje z lawendy, syrop z cebuli na miodzie, picie glinki, okłady z wosku pszczelego, smarowanie octem jabłkowym, arcysmaczna i megaskuteczna "papka z babki" :) czyli miód z babką szerokolistną, wykrztuśne herbaty ziołowe,aromaterapia, łykanie czosnku, aż do wprowadzenia warzywno-owocowej diety (głównie surowej). to co się zaczęło dziać po 2 dniach przeszło moje najśmielsze oczekiwania. starsza Iskiereczka gorączkowała już wcześniej, więc zaczęła po prostu zdrowieć, ale młodsza Iskiereczka jakoś tak nie mogła się wygorączkować, a potem jak wspomniałam, była bardzo zimna. po dwóch dniach naszej kuracji dostała bardzo wysokiej gorączki. czy miałam stracha? tak. ale czułam, że muszę jej zaufać. i co? po 2 dniach gorączka ustąpiła... razem z chorobą. po 6 dniach, można powiedzieć, że przeszło nam niemal zupełnie. dietę nieco poszerzyłyśmy, kurację nieco okrojoną stosowałyśmy profilaktycznie.
a teraz chodzimy sobie wreszcie na podwórko i na działkę, śmiejemy, dziewuchy się kłócą, skrzeczą, ganiają po chacie i chichrają. i oby tak zostało!

co ciekawe, kiedyś znajoma położna, której syn jest w szkole waldorfskiej, powiedziała mi, że po każdej takiej chorobie dziecięcej, dziecko dokonuje kolejnego skoku w rozwoju.
od wyjścia z choroby Bursztynek całkiem świadomie woła o nocnik, tzn potrafi przynieść go z pokoju do kuchni, gdzie jestem, i "się wysadzić" :) a Kryształek mój zakochał się w rysowaniu, a rysuje starannie jak nigdy przedtem, zapełniając kolorami powierzchnie.
ciekawi mnie tylko kiedy odkryję ten mój skok rozwojowy... ? ;)

a to książki, które moim zdaniem obowiązkowo powinny się znaleźć na półce i pod poduszką każdej mamy, a które mi bardzo pomogły: (pierwsza i najważniejsza to A.Vogel "Mały Doktor")