piątek, 7 grudnia 2012

glinka lecznicza

http://rohspirit.de/koerper/heilerde-reinigung/

Kochani, o glince dowiedziałam się, kiedy wspaniała położna, odwiedzając nas w domu po porodzie, zamiast stosowanej powszechnie zasypki z talku czy kremików na pupcię wręczyła mi woreczek z jakimś zielonkawym sypkim piaseczkiem.
przez cały okres pieluszkowy stosowałam ją do zasypywania maluszka. ale z czasem ciekawość i "zbiegi okoliczności" zaprowadziły mnie dalej w odkryciu cudownych właściwości tego specyfiku.

szkoda że dziś glinka kojarzona jest wyłącznie z maseczkami odmładzającymi.

ja przez 4 lata macierzyństwa stosowałam ją (w formie sypkiej czy też jako "błotko") do:
-zasypywania otarć, przy wszelkich wysypkach, wypryskach, rankach,
-jako okłady na ucho (zewnętrzna strona uszka), gardło, klatkę piersiową,
-przy oparzeniach (!! i tu naprawdę polecam glinkę. niedawno moja młodsza córka oparzyła palce od żelazka. musiało ją to okrutnie boleć, bo bardzo płakała przez cały dzień. dopiero podczas południowej drzemki udało mi się umoczyć jej paluszki w błotku z glinki. nie wyglądało to zbyt dobrze i spodziewałam się potężnych bąbli następnego dnia. oprócz glinki dałam jej jeszcze granulki Cantharis C30. następnego dnia właściwie nie było śladu po oparzeniu)
-stosowałam do zasypywania podczas zapalenia cewki moczowej u mojej starszej córy (profilaktycznie robię to co wieczór)
-jest to pierwsze lekarstwo, za które chwytam, jeśli tylko któraś z nas skarży się na bóle brzucha, niestrawność itp sprawy
-dorzucam odrobinę glinki do wody dla zwierząt, ale co najważniejsze-
-co wieczór pijemy ją z dziewczynami. heheeh smak taki błotkowy, nie będę wam mydlić oczu, i nie każdemu może na początku przejść przez gardło. ale warto się przemóc.
edit:
dopisuję, że od jakiegoś czasu używamy glinki zamiast pasty do zębów :) działa.
ja miałam czasem problemy z dziąsłami itp, które zniknęły w momencie gdy zaczęliśmy używać do tego celu glinki. polecam.

w książce "Apteka Natury" Jadwiga Górnicka wymienia 102 wskazania lecznicze i sposoby stosowania glinki.
oczywiście nie jest to remedium na wszystko. nie należy się też spodziewać błyskawicznego rezultatu. to nie chemiczna tabletka czy antybiotyk.
dobrze jej działanie wspomóc innymi zabiegami (ziołami, dobrze dobraną homeopatią, masażami, aromaterapią) i co moim zdaniem najważniejsze - zmianą diety.

ja osobiście miałam styczność tylko z glinką z tego sklepu.
http://glinka.chuma.pl/
tam można sobie jeszcze doczytać.


pozdrawiam i błagam - nie trujcie waszych dzieci żadnym czarnym bąbelkowym napojem, który potrafi oczyścić do błysku monety, wyżreć rdzę, a zęba zanurzonego w nim na noc po prostu rozpuścić.
naprawdę są zdrowsze sposoby przywracania zdrowia!
(to tak odnośnie tego mojego wpisu)

ściskam serdecznie życząc zdrowia i Miłości.
mamalinka

w kuchni część 3






Nasz zwykły pospolity buraczek:
pobudza apetyt, jest łatwostrawny, odświeżający,
używany w leczeniu niedokrwistości oraz jako środek zwiększający odporność na choroby infekcyjne 
ma działanie "wzbogacające" krew, więc zalecany przy anemii, demineralizacji organizmu, również w nerwicach, 
jest zasadotwórczy, odkwasza nasz organizm,
stosowany w dietach oczyszczających, dietach dla rekonwalescentów.

no a my go po prostu jeszcze lubimy :) z marchewką i jabłuszkiem.

wtorek, 4 grudnia 2012

bojownik, trochę o rybach

nasz dom stał się takim mini zwierzyńcem.

pojawiły się u nas m.in. rybki.
tzn najpierw pojawił się Benek. a dopiero po Benku przyjechało całe akwarium z żonami i resztą ferajny (Księżyc, Łopatka, Tygrysek).
no a skoro już się pojawili, to podłapałyśmy temat.

zaczęłyśmy od literek. Kryształek miała je odnaleźć i przykleić.
następnie w naszym specjalnym zeszycie "szkolnym" :) dopasowałyśmy obrazki do zdań. trochę się dowiedziałyśmy o tej pięknej rybce. m.in. skąd pochodzi i w jakich warunkach występuje w naturze.
 poszły w ruch tangramy - w wersji mini w zeszycie...
 oraz w wersji maxi na podłodze.
 co do tangramów było to nasze drugie podejście. kilka dni wcześniej, kiedy przygotowywałam materiały, moje dziecko próbowało je układać. ale nie szło jej to ani wtedy, kiedy układała części tuż obok wzoru, ani nawet kiedy je kładła bezpośrednio na kartkę ze wzorem. pomyślałam, że to może za wcześnie dla niej.
ale dziś poszło jej to znakomicie. jakby od niechcenia. przy czym robiła to tak jak widać na zdjęciu, tj. figury na wzorze. będziemy próbować też układania ich w ten trudniejszy (i właściwy) sposób.
 obok ryby powstał kwiatuszek :)
 a jak się wieczorem okazało - mamy jeszcze jedną wielbicielkę owoców morza...lub też amatorkę akwarystyki...


czwartek, 29 listopada 2012

belly dancing!


nic tak nie rozpędza chmur zza okna i znad głowy jak taniec. a tak się okoliczności zbiegły, że z kartonu z piwnicy "wywędrowały" moje wysłużone już pasy do tańca brzucha :) dziewczyny je oczywiście podłapały. poza tym Kryształowa Tancerka idzie w sobotę pierwszy raz na zajęcia z rytmiki-tańca. no więc nie pozostało nam nic innego, jak pasy wciągnąć na brzuszyska i zamachnąć nimi :)

prezentacja strojów:
(proszę zwrócić uwagę na nieodzowny element stroju tancerki, jakim są narciarskie rękawiczki)
a potem tańce, hulanki, swawola...
i ukłon! :)))
a na koniec podpatrzyłyśmy, jak to robią profesjonalistki (moje ulubione):
http://www.youtube.com/watch?v=MVwreZfeu-g
http://www.youtube.com/watch?v=s4cqp8_Fi_U
http://www.youtube.com/watch?v=18tbs0erglM

znalazłyśmy nawet dziecięce wykonanie:
http://www.youtube.com/watch?v=tjghf_k-fu0

moja córcia  zachwycona, nie może się doczekać swoich lekcji tańca...

poniedziałek, 26 listopada 2012

niech się wasze zdanie zmieni... o Jesieni...

...ona urodziwa,
jak dama prawdziwa
i jak owa dama
nieco zmienną bywa...

Czas mi się jakoś skurczył. wam też? podobno można zapisać się na kursy Theta Healing i tam uczą jak rozciągać czas... przydałoby się, oj! przydało.
póki jednak na kurs wybrać się nie mogę, pozostaje mi zmieścić się w ramach czasowych, jakie mi dane na teraz :)
i tak zmagając się z przykrótkimi minutkami, licząc godziny, które nie wiadomo gdzie umknęły, popijając wieczorem zimną poranną herbatę i zastanawiając się, dlaczego to już dobry wieczór, a gdzie się podział dzień dobry? no więc tak straszliwie się zmagając (dlaczego ja zawsze konstruuję takie długie zdania???) udało nam się przytrzymać za zielono-rdzawy frędzel płaszcza Panny Jesieni, zaprosić na herbatę imbirową z miodem, i nieco z nią poobcować, zerkając kątem oka na jej śmieszny zielony beret z małym "cypelkiem" na czubku...

hrm hrm ja tylko chciałam powiedzieć, że przyozdobiłyśmy chatę na nieco jesienno...

naszyjniki z jarzębiny. dziewczyny (obie!) tak dzielnie nawlekały malusie owoce na igłę, że aż miło było popatrzeć.
 zalaminowane liście zawiesiłyśmy w przedpokoju na gałązce leszczynowej i na oknie.
 
słoik, świeczuszka, liście, kawałek ozdobnego papieru, zalaminowane. i lampion gotowy.
no i nasz jesienny stolik, trochę taki sensoryczny wyszedł.
był tam jeszcze do kompletu drewniany ptaszek w gniazdku i kilka drewnianych owieczek. ale w obawie przed bezwzględnymi szczękami psa, musiały zostać zamknięte w szczelnym pudełku ;)

cdn.

czwartek, 25 października 2012

na pochmurne dni...

na pochmurne dni - uśmiech Jej Jesienności Kryształowej Alicji.
korona z filcu, ze świecidełkami, na gumeczce.
ciekawe, kto teraz posprząta te rozsypane koraliki, ścinki filcowe i szpuleczki?

pytanie retoryczne...hrm hrm hrm...

środa, 24 października 2012

jesień 1. nasz domowy plakat...

mimo że już w zasadzie ma się raczej ku zimie :) a my nieco z opóźnieniem, ale co tam! zrobiłyśmy super plakat, taką "gazetkę" domową. i co mnie wprawiło w głębokie osłupienie to fakt, że pomimo tego, że projekt rozłożył się na kilka godzin, ba! nawet dni, Kryształkowa moja tak mocno zaangażowała się w to zadanie, że za nic nie chciała przerywać.

ale od początku.
po pierwsze już od wielu dni zbierałyśmy jesienne liście i suszyłyśmy je w książkach. nazbierało się trochę tego. pomyślałam nawet, że liście to niezły materiał na jesienne medytacje :) każdy jest inny, wszystkie niebywale piękne. jak ludzie :)  nieraz nie można oderwać wzroku.
potem, siedząc przed dużym żółtym brystolem, ustaliłyśmy z grubsza co, gdzie i jak.
zależało mi, by poszczególne elementy były robione różnymi technikami - przede wszystkim jako sposób przeciw znużeniu. no i zakasałyśmy rekawy. Kryształek wycinała serduszka i literki. super jej to już wychodzi. taka jestem dumna! bo jeszcze niedawno skrzeczała, że jej to nie idzie ;)
 potem wydrukowałyśmy buźki, odrysowałyśmy kształt "pajacyka", ubrałyśmy dziewczynki w kombinezony z bibuły. tak powstały kolażowe spacerowiczki, amatorki jesieni.

 największym wyzwaniem było wyszywanie w papierze grubą igłą czapek. nie powiem, to nie było łatwe. ale przy dobrze zorganizowanej pracy zespołowej, uwieńczone sukcesem.
potem pojawiło się całe listkowe otoczenie, drzewo z rolki papieru, a nawet jego lokatorzy - filcowa sówka, włóczkowe jeżyki i modelinowy lisek. musiałyśmy sprawdzić w książce, jak wygląda lis :) fajne ed wyszło.



 zrobiłyśmy nawet trójwymiarowy, pleciony z filcu i nalepiony na kopertę, koszyczek na dary jesieni.
 efekt naszej pracy wisi teraz na ścianie.






niedziela, 21 października 2012

nie, nie, to nie był słomiany zapał!


nie, nie, to nie był słomiany zapał.
po prostu wiele przeróżnych (też twórczych) czynności wypełniło mój wolny czas aż po szwy.
wiele też się wydarzyło ostatnimi czasy, wiele nowych przemyśleń, ważnych słów, jeszcze ważniejszego milczenia, i megaważnych uczuć i odczuć.
wiele spraw, decyzji i moich własnych intencji musiałam zakwestionować, by zobaczyć je w nowym świetle.
tak, nauczanie domowe też :)
w między czasie odkryłam coś, co mnie naprawdę zainteresowało. a mianowicie edukacja waldorfska.
a odsuwając chwilowo na dalszy plan edukację dzieci, zajęłam się nieco swoim wnętrzem i swoim wewnętrznym dzieckiem...
http://www.youtube.com/watch?v=kVCSfJZK4_I
... co także zmieniło moje patrzenie na własne dzieci.
wychodzi mi chyba masło maślane, ale o tej porze dnia (ehhh nocy) to już szczyt moich możliwości.
pozdrawiam wszystkich, którzy tu zajrzą. oraz mojego Ukochanego. obiecuję poprawę i nowe wpisy.
niech tylko nieco odeśpię te zarwane noce...

poniedziałek, 24 września 2012

"Tata nie wraca ranki, wieczory..." Powrót taty - A.Mickiewicz

"Tato nie wraca; ranki i wieczory
We łzach go czekam i trwodze;
Rozlały rzeki, pełne zwierza bory
I pełno zbójców na drodze".

 Nooo i nadszedł wreszcie czas, kiedy do przyjazdu taty zostały nie dwa miesiące, a dwa tygodnie! Coby oczekiwanie nam się tak nie dłużyło, postanowiłyśmy zrobić kalendarz. Na 15 dni, bo tylko tyle było nam potrzebne ;) 
 Nasamprzód ;) wybrałyśmy zdjęcia oraz pokolorowałyśmy wpierwy namalowane kółeczka. Następnie nasadziłyśmy tatę, brzydko mówiąc, na drążek... ;)
...a drążek wepchnęłyśmy do hmm kółeczka.
Kalendarz zawiesiłyśmy na ścianie. Czego jeszcze nie widać na poniższych zdjęciach - dopisałyśmy w formie skróconej nazwy dni tygodnia (PON, WTO itd.) oraz dorzuciłyśmy jeszcze kilka niezbędnych informacji nt nadchodzących wydarzeń. (Tak, tak, Kryształek miała urodziny... Czterrrrrrrry lata ;D )
A więc oczekiwanie na Tatę zamieniłyśmy w hołmskuling i mimochodem dziewczę me załapało numerki do 15 i kilka dodatkowych literek.
A potem przyjechał ON - Najważniejszy Facet Świata - Tata.
 Noooo iiii poszły konie po betonie!

Wtem słychać tarkot, wozy jadą drogą
I wóz znajomy na przedzie;
Skoczyły dzieci i krzyczą jak mogą:
"Tato, ach, tato nasz jedzie!"

Obaczył kupiec, łzy radośne leje,
Z wozu na ziemię wylata;
"Ha, jak się macie, co się u was dzieje?
Czyście tęskniły do tata?

Mama czy zdrowa? ciotunia? domowi?
A ot rozynki w koszyku".
Ten sobie mówi, a ten sobie mówi,
Pełno radości i krzyku.
A.Mickiewicz