środa, 17 kwietnia 2013

wykorzystuję fakt, że akurat internet działa...

ach, żeby go nie przechwalić!

tak wiele się działo, że nie będę się rozwlekać.

zima wreszcie za nami. to był mega trudny czas dla nas wszystkich. nie wspominając o tym, że powinna była się skończyć znacznie wcześniej, niż się wreszcie skończyła.
co robiłyśmy? no cóż. coś niecoś. trochę czytałyśmy, trochę się bawiłyśmy, trochę malowałyśmy, trochę nawet szyłyśmy. niewiele to, bo i jak coś robić, jak jakoś tak smutno ciągle...

ale wygrzebałyśmy się.
wygrzebałyśmy się ze smutku (to głównie ja).
wygrzebałyśmy się ze starego mieszkania, w którym nijak nie mogłam się poczuć jak w domu.
wygrzebałyśmy się z przeprowadzkowych kartonów.
wreszcie też wygrzebałyśmy się z zimowych kombinezonów.

no i rozpoczęłyśmy zupełnie nowy sezon!!!

przez ostatni miesiąc mieszkania w nowym miejscu:
1. odwiedziłyśmy pobliski las (to już taki przed-przedsionek Puszczy Białowieskiej) i znalazłyśmy ślady saren - tropy i małe czarne kuleczki ;)) ("mama, znalazłam ciukelka!" no tak, hrm, niezła mi czekoladka...)
 dowiedziałyśmy się też, jaka jest różnica między sosną a świerkiem.
2. siedząc przy oknie i czekając na wiosnę zaprzyjaźniłyśmy się ze stadem sikorek bogatek, modraszek, całą rodziną dzwońców, parką sójek, z jedną zgłodniałą ziębą, kosem, szpakiem, pierwiosnkiem, sroką... mi się udało nawet dostrzec dzięcioła.
 z pozostałymi ptaszkami, których niestety nie umiem nazwać (trznadel może?), również udało się wejść w dość zażyłą znajomość. głównie za sprawą niebieskiego worka, którego to zawartość lądowała co rano w i pod karmnikiem.


wiemy już też, jaki odgłos wydaje kruk. oraz nadałyśmy "naszym" bocianom imiona Pan Klekotek i Pani Klekotkowa. od kilkunastu dni na zmianę siedzą już w swoim gnieździe kilkanaście metrów od naszego domu i czekają na swe malusie Klekosie :))
ach, i cieszymy się, kiedy jedno z nich przelatuje nad naszym dachem.
3. popełniłyśmy nawet kilka wielkanocnych kraszanek, które niestety nie doczekały niedzieli w całości...

 4. wysiałyśmy nasionka do małych domowych "szklarenek"
5. a obecnie to
-wspinamy się na drzewa...
-malujemy, czasem po papierze, czasem po cegłach, które tenże papier przytrzymują w wietrzną pogodę...

-bawimy się w namiocie...
- budujemy ogród
- a od trzech dni zbieramy i pijemy sok z brzozy... pychotka...

ot! zwykłe życie małego domowego przedszkolaka.
:))

5 komentarzy:

  1. tak :) cudnie :) a będzie jeszcze piękniej :) niech tylko zakwitną bzy
    Moniczko, to też dzięki tobie, wiec dziękuję z całego serca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale mieliście zimę tego roku brrrrr!! na szczęście nas na zielonej wyspie omija;-)....Cudne i kreatywne masz dzieciaczki;-)!!Ja mam w liczbie pojedynczej ale z takim powerem jak niezły składzik hahahah...Pozdrawiam i zaglądam

    OdpowiedzUsuń
  3. oj tak, zima to przeszła samą siebie. jakoś tak "praktykująca" religijnie nie jestem, ale zastanawiałam się nad zawieszeniem jajek na choinkach... ;)
    tak, dzieci nad wyraz żywe. teraz mamy ogród i mogą w nim hasać ile sił starczy. a starcza ich do ok godz. 19 ;) i wtedy padają jak muchy :) a ja mam godzinę dla siebie (albo na pozmywanie garów, zamiecenie podłogi, posprzątanie zabawek z ogrodu, rozłożenie prania itp...) :D
    pozdrawiam i zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisanki super:)Piec - bajeczny:)

    OdpowiedzUsuń