środa, 5 czerwca 2013

gniazdko cz.2

Witajcie :) ktokolwiek to czyta :) już mąż z nami, więc czynny czytelnik zamienił się w czynnego uczestnika. więc tak myślę nieraz, dla kogo to piszę :) dla siebie chyba najbardziej.

wracając do tematu, tym razem jakoś tak głównie literkowo było. ale Kryształek mój kochany miał ewidentnie literkowy nastrój. nawet manualne zabawy nie były tak interesujące jak rozwiązywanie krzyżówki...
1. ptaszydła z szyszek. na razie wiszą w pokoju przy oknie. ale jak ustaną burze to mam plan zbudować z dziewczynkami małe gniazdeczka w Zaczarowanym Ogrodzie i tam umieścić choć kilka ptaszydełek.
 
 2. spodobał mi się pomysł z klamerkami. wcześniej nie robiłyśmy tego. wiem, wiem, pomysł pewnie stary jak świat. ale jako że my początkujące w edu-domowej, dla nas była to ciekawostka.
nie wiem jednak, jak to u innych bywa, ale moje dziewczyny, po wykonaniu ćwiczenia po raz pierwszy, średnio chętnie wracają do niego później same z siebie, ot by czymś się zająć.
może to dlatego, że bez chwili wytchnienia eksplorują świat poza ścianami naszej chatki? i to co w trawie piszczy jest znacznie bardziej ekscytujące niż najfajniejszy obrazek z najfajniejszą klamerką??

mamy trochę liczenia...
i czytania...

i znów sylaby...
 i piszemy...
wspomniana wcześniej krzyżówka. (zrobiłam, bo zrobiłam, nie wierząc za bardzo, że Alcię zainteresuje, bo pewnie za trudne to i nudne, a tu, proszę!)

no i nieco wiedzy przyrodniczej.
łączymy gniazda z ich mieszkańcami...
 w tym czasie Bursztynkowe Maleństwo ćwiczyło kolorki. najpierw cztery podstawowe.
przed ćwiczeniem z klamerkami myliło się jej to wszystko.
zadanie wciągnęło ją bardziej niż starszą siostrę.
a potem już mówiła wszystko bezbłędnie.
od tego czasu powtarza przecudne zdanie, brzmiące w moich uszach jak najsłodsza muzyka: "A ten kolol, jak nawiwa?"
poza tym jeździmy, zwiedzając okolicę, poznając super ludzi.
i w tym miejscu pozdrawiam wszystkie 3 uczące w domu rodzinki :) Sylwię i Daniela z Zuzią i Szczepankiem; Elę i Bogusia z Karoliną oraz Roberta i Dorotę z Marysią.
no proszę, jak nas los obdarował. przez rok mieszkając w mieście nie mogłam znaleźć edukujących domowo rodzin, a tu znamy już trzy!! :))
 no i taki mój mały dylemat na koniec.
na początku bloga w jednym z pierwszych wpisów napisałam, że interesują mnie dwie "szkoły" nauczania - Montessori i Steinera. w sumie - chyba z braku czasu przede wszystkim- nie zgłębiłam tajnik ani jednej, ani drugiej, zdając się głównie na intuicję i pomysły swoje i innych blogujących mam ;)) i podczytując skraweczki od czasu do czasu o jednej, czy drugiej metodzie.
no i tu dylemat mój się zaczyna. z tego co przeczytałam, Steiner zachęcał, aby naukę czytania i pisania zostawić aż do 7 roku życia. ale Kryształek mój sama rwie się do tego, pyta, pisze sobie sama dla siebie. a kilka dni temu napisała (z naprawdę minimalną pomocą) listę zakupów. bo akurat wybieraliśmy się do sklepu.








2 komentarze:

  1. Iskiereczko, Steiner pisał to w nieco innych czasach, ponad 100 lat temu. Struktura ludzka była wtedy nieco inna, tempo życia wolniejsze. Jeśli córka sama rwie się do czytania, to znaczy, że dojrzała. Ja nauczyłam się czytac gdzieś tak w jej wieku sama z siebie, czasem podpytując dorosłych. Uczyłam się na szyldach sklepów, to pamiętam. Może to wypływa tez z charakteru zajęć, jakie z nimi prowadzisz. A może byś spróbowała zainteresowac ją najprostszymi maszynami - wiatraczki, huśtawka albo waga z deski na pieńku, koło wodne z korka i kilku liści czy drewienek? Kiedy byłam mała dzieci z okolicy konstuowały latawce, które puszczły na łące koło naszego domu. Moim marzeniem było zrobić taki. Moja córka z kolei z uporem maniaka ustawiała domki z klocków, a właściwie ich rzuty, meblowała i zaludniała maleńkimi zabawkami.
    Powodzenia - Hipka

    OdpowiedzUsuń