tak.
nasza wiejska sielanka trwa. najpierw zakwitły drzewa bieląc niewielki sad i zapraszając pszczoły do wspólnego romansowania. za drzewami podążyły mniszki, wyzłacając wszystkie trawnikowe dywany. spóźnione nieco tulipany stworzyły barwne trio z konwaliami i narcyzami.
największa niespodzianka jednak przyszła wraz z zakwitnięciem rosnących po sąsiedzku chaszczy...
zamieniły się w bzową aromatyczną rozkosz...
ach.... :)
pochłonięta tworzeniem warzywnika, edukację domową rozpoczęłam od wakacji ;)
ale tu samo zwykłe życie jest tak interesujące, że edukacja przemyca się mimochodem.
maj rozpoczęłyśmy od odwiedzin u żubrów w Rezerwacie Pokazowym w Białowieży.
na wycieczkę w towarzystwie naszych gości pojechali tylko Tata i Kryształowa Dziewczynka. ja i Bursztynek zostałyśmy w domu, by pilnować ogniska domowego :)
Tata nieco zniesmaczony, bo jak mówi, żadna to przyjemność oglądać zamknięte w klatce czy na wybiegu dzikie zwierzęta. liczymy zatem na odwiedziny miejscowego żubra, który, jak mówią sąsiedzi, wychodzi zimą w poszukiwaniu jedzenia aż pod nasze siedliska. mówiąc ściślej - bywa nawet za naszą stodołą.
Kryształek przechodzi fazę fascynacji robactwem :) mówiąc brzydko.
nie ma chyba robaka, którego nie wzięłaby do ręki.
no, może poza pająkami, które z jakiegoś powodu budzą w niej jeszcze strach.
chyba muszę zaopatrzyć się w jakiś porządny atlas, bo moja wiedza w tym temacie skończyła się na pająku tygrzyku, krzyżaku, i chrabąszczu majowym...
jak wspomniałam, robimy ogród warzywny. duży i mały :) i to co w dużym może być uznane za działanie małego szkodnika - w małym staje się dziełem małej ogrodniczki
zabawa z wodą to jedna z ulubionych zabaw. a więc myjemy...
...i pierzemy.
poza tym zbieramy na bieżąco ziółka, aby nim zacznie się sezon na owoce i warzywa, przygotować syropki i susz już na zimę. mamy syrop z pędów sosny (na kaszel i katar) oraz susz do aromatycznych kąpieli.
a także miodek majowy z mniszka lekarskiego.
poza tym mamy sezon rowerowy :)))
i czas na leżakowanie w cieniu drzew
tu: drugie życie chusty do noszenia :)
i na koniec taki można powiedzieć gryps wiejski.
czego może się spodziewać mama dzikich wiejskich dzieci??
(przyjrzyjcie się dokładnie temu zdjęciu...)
absolutnie wszystkiego!!!:
...
...
...
...
...
...
"Mamuś, gdzie jest moja jaszczurka?"
pozdrawiam słonecznie, letnio i z nadzieją, że komary kiedyś jednak wymrą podobnie jak dinozaury...
MamaLinka
W bamboszkach, w kaloszkach, boso i w chodaczkach... po łące, brodząc w wodzie, polną ścieżką i po krzaczkach... na balkonie i w ogrodzie, i w pociągu, w ciemnym lesie... w słońcu, w deszczu, pod chmurami i gdzie wiatr tylko zaniesie... czasem w ciszy, czasem w śmiechu, czasem w rytmie "bossanowy"... to samemu, to duecie, człapię po rozum do głowy! czyli: ------o naszej edukacji domowej----
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ale macie fajnie. Zazdroszczę bardzo, bardzo...
OdpowiedzUsuńJa chyba jednak powinnam mieszkać na wsi
A wykorzystanie chusty pierwsza klasa ;)
Pozdrówki
A jaszczurka ma imię?:)
OdpowiedzUsuńcoscik :) czasem warto wywrócić życie do góry nogami i postawić wszystko na jedną kartę. ja na wsi bardzo się odnajduję. uwielbiam bliskość ziemi. dziewczyny też się męczyły w bloku. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńmadzia :) pewnie miała jakieś imię, marzenia, plany na przyszłość itd. ale to było zanim nasza kicia ją tego pozbawiła ;)